środa, 6 maja 2015

Rozdział VII ,,Podsumowując : Andy Biersack jest wampirem"

Uwaga! Od dzisiaj opowiadania jest opisywanie z perspektywa narratora! :)
Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.


Dziewczyna cofnęła się gwałtownie do tyłu. Chciała krzyknąć, ale dźwięk utkwił jej w gardle. Czuła jak drży, jak serca przyśpiesza gwałtownie swój rytm i nie może wziąć oddechu.  Zęby chłopaka...para długich, ostrów, lśniących kłów oraz jego oczy. Były idealnie czarne. Jak smoła. 
Gdy odzyskała czucie w palcach i kontrole nad swoim ciałem piskliwy i przerażający pisk wydobył się z jej gardła, lecz został przerwany przez And'ego, który zasłonił usta dziewczyny dłonią. Fleme po raz koleiny stała sparaliżowane, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Obserwowała z przerażeniem jak oczy Biersacka odzyskują normalną barwę, a kły powoli wsuwają się z powrotem do dziąseł. 

- Ciiii...- wyszeptał chłopak składając swoje usta w dzióbek. 
Dziewczyna próbowała powstrzymać łzy przerażenia, które cisnęły jej się do oczów. Pierwszy raz czuła się bezradna. 

Kim ty cholera jasna jesteś?! - pomyślała, lecz odpowiedz sama się nasuwała. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że Andy Biersack mógłby być wampirem. Przecież one nie istnieją! W każdym razie nikt tego nie udowodnił...
- Fleme...już w porządku? - spytał nawiązując z siedemnastolatką kontakt wzrokowy. Dziewczyna pokiwała powoli głową. - Dobrze...- dodał po chwili i chwycił delikatnie jej dłonie. Usiadł na krawędzi łóżka i tym samym była zmuszona zrobić to samo. 
- Wiesz już kim jestem... - mówił wolno, a jego głos był głęboki i spokojny. Flame wzięła głęboki oddech i potrząsnęła głową na znak, że wie. 
- Jesteś wampirem...- odpowiedziała. Bała zaskoczona samom sobą kiedy okazało się, że jej głos nie jest wcale piskliwy.
- Nie możesz nikomu o tym powiedzieć rozumiesz? - jego głos stał się ostrzejszy. 
- Tak. Nikomu nie powiem. - zapewniła go. Chłopak siedziała jeszcze przez krótką chwile z nieobecnym wzrokiem, a potem puścił jej dłoni i wstał. 
- Masz coś do spakowania? - spytał.
- Nie.
- Więc wstawaj. Chyba, że chcesz tu zostać...- uśmiechnął się do niej kpiąco. Fleme wstała i potulnie zaczęła iść za chłopakiem w kierunku drzwi. Dalej trudno jej było pojąć co tu się dzieje. Dalej uważała go za zwykłego psychopatę...

Droga dłużyła się w nieskończoność. Dziewczynę zdziwiło, że nie zawiązał jej oczów jakąś chusteczką czy czymś podobnym. Pierwszy raz zobaczyła w całej okazałości miejsce, swego  pobytu przez ostatni cztery dni. Wielki, kilkupiętrowy budynek. Kolejna rzecz, którą właśnie się dowiedziała o swoich porywaczach. Są bogaci, więc nie porwali ja dla okupu. Dalej nie wiedziała dlaczego przetrzymywali ją przez ten długi okres czasu i odcięli od reszty świata. Traktowali ją dobrze, nic złego jej  nie zrobili. 

Podsumowując. Andy Biersack jest wampirem, więc zakładam, że Jinxx oraz Ashley również. Dlaczego mnie porwali? Tego do tej pory nie wiem. Dlaczego kazali czytać książki o istotach nadprzyrodzonych? Nie wiem...okazuje się, że mało co wiem. - myślała. Zerkała niepewnie kontem oka na And'ego, który spokojnie prowadził samochód. Za szybą po obydwóch stronach rozciągał się las, a zanim góry. Słońce, które właśnie zachodziło na ciemnogranatowy z lekkim odcieniem różu kolor dodawał tajemniczej aury temu miejscu. Fleme wydawało się, że już tu kiedyś była. Musiała przyznać, że mieszkał w pięknym miejscu. 
Po trzech godzinach milczenia auto zatrzymało się pod jednym z domów na ulicy Street Marlii 69 w Houston. Na ustach dziewczyna zagościł uśmiech. Czyli jednak nie wywiózł ją nie wiadomo gdzie, tylko jak obiecał przywiózł do domu. Odpięła pasy, ale zanim wysiadła musiała oto zapytać. 
- Dlaczego mnie porwaliście?
- Ponieważ jesteś nam potrzebna...- odpowiedział patrząc na drogę przed siebie. 
- W czym?
- Dowiesz się w swoim czasie. 
- Jesteś wampirem...Jinxx i Ash też nimi są prawda? - chłopak nie odpowiedział tylko zerknął na dziewczynę kontem oka. - A kim ja jestem? Przecież jako zwykły człowiek chyba nie jestem wam w stanie pomóc... - wtedy nasunęła jej się myśl, że może chcą ją zabić. Zadrżała. Andy nie odpowiedział. Westchnęła i wyszła z auta. Zapięła kurtkę, którą miała na sobie. Nie były to jej ubrania, tylko ich i każdy ciuch bez wyjątku był czarny lub czerwony. 
- Ej! - usłyszała głos And'ego. Przystanęła i odwróciła się do tyłu, lecz z odległości parunastu metrów nie zauważyła chłopaka siedzącego w ciemnym samochodzie. Wzruszyła ramionami i już miała ruszyć dalej gdy o mało co drugi raz tego dnia niedostała zawału serca. Biersack wyrósł jakby  z ziemi kilka centymetrów przednią. 
- A kuku...- uśmiechnął się łobuzersko, a następnie zaśmiał się krótko na widok jej przerażonej twarzy. Flame westchnęła zirytowana.
- Czego chcesz? - warknęła groźnie. Andy wysunął dłoń, w której trzymał książkę, a raczej podręcznik, który siedemnastolatka analizowała przez ostatnie dni. Chwyciła dziennik i ominęła bez słowa chłopaka.
- Na stronie 117 masz odpowiedz swego pytanie. Widzimy się pojutrze na treningu. - na te słowa odwróciła się gwałtownie do tyłu, lecz jedyne co zauważyła to odjeżdżający samochód. 

Stanęła na progu swego domu. Miała już chwycić za klamkę gdy ktoś ją uprzedził. Otworzyła zszokowana usta kiedy w drzwiach jej mieszkania stanął uśmiechnięty Ashley. 
- Witaj młoda. - przywitał szatynkę. 
- Co ty tu..tu robisz? - spytała. Miała serdecznie dość mocnych wrażeń na dziś. 
- Załatwiłem parę  spraw. Twoi rodzice histeryzowali na początku, że ich córka zaginęła, lecz uspokoiłem sytuacje. Dzięki mnie nikt nie zawiadomił policji i nie masz  izolatki. - uśmiechnął się szerzej i przepuścił dziewczynę w drzwiach. Flame przekroczyła próg mieszkanie nie do końca rozumiejąc jak mu się to udało. 
- Ale jak ty...- chciała zapytać go oto, lecz kiedy się odwróciła jego już nie było - No tak...- szepnęła sama do siebie.  Nagle usłyszała głos swojej matki dochodzący z salonu.
- O Fleme! Dobrze, że już wróciłaś. Nie martw się o nic Ashley nam już wszystko wytłumaczył. - powiedziała blondynka pomagając córkę zdjąć kurtkę. 
- Co wam powiedział? 
- No, że wyjechałaś na wycieczkę szkolną. - uśmiechnęła się. Fleme nie zapytała już o nic więcej. Tylko bez słowa skierowała się do swojego pokoju wściekła, że Purdy urządził jej matce pranie mózgu. Zamknęła za sobą drzwi i poczuła ulgę. Wszystko wracało do normy,  a te cztery dni, które zostały wyjęte z jej życia wydawały się tak odległym wspomnieniem. 
Teraz myślała o tym, że musi nadrobić cztery dni nieobecności w szkole i tłumaczyć z dziewczyną z zespołu. Właśnie dziewczyny z zespołu! Holly! Wyjęła telefon z kieszeni spodni i błyskawicznie zaczęła szukać w każdej szufladzie ładowarki. Kiedy w końcu podłączyła telefon włączyła go i ucieszyła się na myśl, że Ashley pominął jej najlepszą przyjaciółkę. Sms z treścią " Gdzie jesteś?!!!" były z datą dzisiejszą, a jeden został wysłany parę minut temu. Będzie musiała się jej wytłumaczyć, ale może również jej pomorze...
Na razie usiadła wygodnie na swoim łóżku i otworzyła podręcznik na stronie 117 tak jak mówił Andy. Mocno się zdziwiła kiedy przeczytała nagłówek. 
- Czarownice?
Myśl, że może być czarownicą wydawała się tak strasznie absurdalna. Ona?! To przecież jakieś żarty, ale z drugiej strony Biersack jest wampirem...
Wciągu jednego dnia cały jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Coś...co niema prawa istnieć jednak istnieje. Ta wiadomości spadła na nią jak grom z jasnego nieba i sprawiło, że wszystko  w co wierzyła i na czym opierała swoją wiedzę po prostu znikło - Fakty.
Może jeszcze dzisiaj to do niej nie dotarło, dlatego siedząc w zamkniętym aucie z Andym nie bała się go, lecz jutro...jutro może stać się wszystko.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim.
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na ten rozdział .-.
Wydaje mi się,  że tłumaczenia dlaczego tak długo jest zbędne. Nie było go, ale już jest :D
Mam nadzieje, że się spodoba c:
Przepraszam za wszystkie błędy .-.