sobota, 28 marca 2015

Rozdział IV ,, A co jeśli powiem, że wampiry istnieją naprawdę?"


                                    

Obudziłam się w jakimś pokoju. Przez szare, zakurzone żaluzje do środka wpadały promienie słońce celujące prosto w moje oczy. Chciałam podnieś rękę do twarzy, lecz poczułam mocne szarpniecie do tyłu. Zmarszczyłam czoło i spojrzałem na swój prawy nadgarstek. Kajdanki?! Spojrzałam przerażona na lewą rękę. Też?! Po kilku próbach bezsensownego szarpanie odpuściłam. Westchnęłam i rozejrzałam się pokoju. Ściany były szaro-czarne, na jednej z nich widniała panorama nowego jorku w nocy. Naprzeciwko mnie wisiała czarna plazma, a wokół niej parę czarnych płyt. Podłoga była ciemnobrązowa, podobnie jak rama wielkiego okna, zasłoniętego żaluzjami. W pokoju było mało mebli, jedynie co to biało-czarna szafa oraz tego samego koloru toaletka i dywan, lecz to co najbardziej mnie przeraziło, to dwuosobowe, wielkie łóżko z baldachimem, na którym leżałam. Spojrzałam szybko na siebie. Wypuściłam powietrze z ulgą kiedy zobaczyłam, że jestem w mojej sukience. Nagle powróciły wspomnienia z ubiegłej nocy. Zaczęło się we mnie gotować, a serce przyśpieszyło ze strachu. Dotarło do mnie, że leże na obcym łóżku, w czyimś domu, zostałam porwane przez trójkę mężczyzn, którzy skuli mnie w kajdanki i..nie wiadomo co teraz. Nie miałam nawet telefonu by zadzwonić do kogokolwiek! Jedyne co teraz mogłam zrobić to jakąś się wydostać. Próbowałam wszystkiego. Szarpałam, gryzłam, a nawet śliniłam nadgarstki z nadzieją, że przecisną się przez żelazny uścisk. Lecz na próżno... Opadłam bezsilna na materac.
Nagle usłyszałam, że ktoś przekręca klucz w drzwiach. Podparłam się na łokciach i z trudem przełknęłam ślinę. Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł wysoki brunet, jeśli dobrze pamiętam...Andy. Stanął dwa metry dalej i przyglądał mi się z dziwną ciekawością.
- Wstałaś...- oznajmił. Zamknął za sobą powoli drzwi i podszedł bliżej.
- Gdzie jestem?! - chciałam krzyknąć, lecz strach ściskał mi gardło. Niebieskooki oparł się dłoni o poręcz łóżka, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- U mnie w domu - odpowiedziałam spokojnie i podniósł delikatnie kącik ust.
- Dlaczego?! Po co mnie porwaliście!? Co ja tu robię?! Czemu jestem skuta?! - zadawałam pytanie jedno po drugim, czując jak z każdą sekunda gotuje się coraz bardziej.
Andy chrząknął i wyprostował się, a z jego ust zniknął uśmiech. Okrążył łóżko dookoła i usiadł obok mnie. Odruchowo przesunęłam się, by być jak najdalej od niego. Nie znałam go i nie wiedziałam jakie może mieć zamiary. Patrzył na mnie swoimi mrocznymi oczami, z pokerowym wyrazem twarzy. Mój oddech zaczął jeszcze bardziej przyśpieszać.
- Zadajesz za dużo pytań... - powiedział mrużąc oczy.
 Czułam jak strach mnie paraliżuje, lecz po dłuższej chwili zdobyłam się na trochę odwagi.
- Proszę...moi rodzice zapłacą wam ile będziecie chcieli, tylko...błagam wypuście mnie. - po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Andy obserwował jak słone krople spływają, a następnie kapią na białą pościel. Podniósł na mnie wzrok, a ja mimowolnie zadrżałam. Nachylił się bardziej przez co był niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Uśmiechnął się krzywo i rzekł :
- Nie.
Po czym wyszedł.
                                                                         ******
Nie wiem ile czasu  spędziłam leżąc na tym łóżku, ale raczej długo gdyż słońce już zachodziło. Za cholerę nie wiedziałam jak się stąd wydostać.
Jedyne co mi pozostało to czekać, na co? Aż mnie zgwałcą, zabiją czy zrobią coś jeszcze innego?
Przecież porwali człowieka, to psychopaci!
Przymknęłam oczy, powieki kleiły się od ciągłego płakanie. Usłyszałam zgrzytanie klucza w zamku i skrzypienie drzwi. Uznałam, że lepiej będzie jeśli nie otworze oczów i udam, że śpię. Usłyszałam kroki, które z każdą sekundą były coraz głośniejsze. W końcu ustały.
- Są identyczne. Jedyna różnica to taka, że ona ma długie, brązowe włosy, a Keira krótkie i czarne. - znałam ten głos...Ashley? Potem była chwila ciszy, a następnie znowu się odezwał.
- Myślisz, że to ona?
- Jestem tego pewien w stu procentach - odpowiedział Andy.
Potem zasnęłam...
                                                                        ******
- Wstawaj! - obudził mnie czyiś głos. Zobaczyłam nad sobą sylwetkę trójki mężczyzn, mężczyzn tak dobrze mi już znanych...Czyjeś silne ręce brutalnie postawiły mnie na nogi. Tak brutalnie, że straciłam równowagę i gdyby nie Jinxx, który złapał mnie w ostatniej sekundzie, to bym już dawno leżała na podłodze.
- Idziemy...- rzucił Ashley i popchnął mnie delikatnie w kierunku drzwi. Była trochę zdziwiono ich zachowaniem. Nie wiedziałam jak to odbierać... Posłusznie wyszłam z pokoju do holu. Andy skazał mi drzwi po lewej, na końcu korytarza, lecz ja nie ruszyłam się z miejsca. Nie miałam zamiary tam wchodzić z nimi trzema...
Spojrzeli na siebie i tylko głośno westchnęli. W jednej sekundzie Andy złapał mnie i przerzucił przez ramię. Zadrżałam...był taki zimny.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- Zostałem do tego zmuszony - odpowiedział.
- Zmuszony?! - zdziwiłam się.
- Przez ciebie. - oznajmił. Dosłownie rzucił mnie na drewniane krzesło stojące na środku, pustego pokoju. Ashley przywiązał moje ręce do oparcia krzesła. Sprzeciwiałam się, krzyczałam i próbowałam wyrwać ręce, lecz byli ode mnie silniejsi. Jinxx przytrzymał mnie za barki i skutecznie unieruchomił, w tym czasie Ash szybko zawiązał sznur.
Siedziałam oszołomiona, co teraz zemną zrobią?
- Dlaczego mnie porwaliście? Czego ode mnie chcecie!? - krzyknęłam.
Nikt nie odpowiedział.
- Czego do cholery!!? - wrzasnęłam.
- Cichutko maleńka...- powiedział Andy przykładając sobie palec do ust - Nic ci nie zrobimy jeśli będziesz współpracować - uśmiechnął się kpiąco. Wstrzymałam powietrze.
- A więc...słyszałaś o nadnaturalnych istotach? - spytał pochylając się nade mną. Przełknęłam ślinę i przytaknęłam ruchem głowy. Usłyszałam za plecami chrząkniecie Jinxxa.
- Wymień...proszę - jego głos był spokojny, ale oczy świeciły dziwnym blaskiem. Krwiożerczym...
- Wiedzmy, wilkołaki, wróżki, wampiry...
- O tak...wampiry, - zaśmiał się mrocznie i spojrzał na swoich towarzyszy, którzy również zaczęli się śmiać. Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiałam. Skuliłam się w duchu, prosząc Boga by jak najszybciej mnie stąd uwolnił.
- Powiedz mi kochanie, wierzysz w wampiry? - spytał i nachylił się jeszcze bliżej. On jest serio jakiś porąbany... Serce zaczęło walić niemiłosiernie, a umysł wręcz prosił o ucieczkę.
- Wierzysz? - podniósł lewą brew, a ten cwany uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
Powiedzieć tak? A może lepiej nie? Po chwili uznałam, że najlepiej będzie jeśli powiem prawdę...
- Nie - szepnęłam.
- Dlaczego?
- Bo nie...
- Masz na to jakieś dowody? - spytał. Spuściłam wzrok. Nagle poczułam dwa palce pod brodą i mocne szarpniecie do góry. Zostałam zmuszona by na niego spojrzeć. Jego oczy świeciły dziwnym blaskiem, pełnym zaciekawienia i podniecenia.
- A co jeśli powiem, że wampiry istnieją naprawdę? - spytał. Nagle poczułam dziwny przypływ odwagi, pewności siebie. Mmm..nie mogłam się skupić. Nienawidziłam go z całego serca. Przecież mnie porwał! Lecz wszystko dziwnie mnie do niego przyciągało. Do całej trójki...Zapach, sposób mówienia i te oczy. Po chwili, skupiona na analizowaniu jego twarzy wyrwało mi się zdanie, które potem żałowałam do końca swego życia :
- Odpowiem, udowodnij...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak?
Błędów pewnie w chuj .-. ( Przepraszam Zanie :c )
Jak myślicie, co zrobią naszej biednej Fleme? xD
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE.
Miłego dnia c:


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział III ,,Ciii...nic ci nie zrobimy"


Wróciłam do domu równo o 21:00. Oczywiście rodzice czatowali już od 20:00 w oknie. Wbiegłam szybko do pokoju zdejmując po drodze czapkę i buty. Całą drogę powrotną próbowałam zapomnieć o tym dziwnym spotkaniu, lecz niebieskie tęczówki ciągle wirowały mi w głowie. 
Zapaliłam małą lampkę stojącą na biurku i wzięłam głęboki wdech by się trochę uspokoić. 
Wzięłam szybki prysznic i założyłam koszule nocną. Wyszłam z łazienki i przeczesałam dłonią wilgotne włosy. Podeszłam do okna by zasłonić żaluzje. Chwyciłam sznureczek i nagle gdzieś w krzakach błysnęła para błękitnych oczów.  Odsunęłam się gwałtownie i przewróciłam się o coś. Upadłam na podłogę. Byłam przerażona. Co to do cholery miało być?! Czyżby przylazł za mną aż tu?! Wariat! Podniosłam się i błyskawicznie zasłoniłam te przeklęte żaluzje.  Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Wstrzymałam powietrze.
- Wszystko w porządku złotko? - spytała zaniepokojona mama. Westchnęłam z ulgą. 
- Tak. - odparłam. Uchyliła bardziej drzwi i weszła do środka. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie czarnogranatową sukienkę do kolan oraz tego samego koloru buty na lekkim obcasie. Jej blond włosy były spięte w luźnego koka, a na bladej szyi wisiał srebrny naszyjnik z klejnotem. Tak, również czarny. - Wychodzicie gdzieś? - spytałam.
- Tak, tata i ja zostaliśmy zaproszeni na przyjecie u jednego z ważnych osób w firmie twego ojca. To spotkanie ma być niby towarzyskie, lecz tak naprawdę ma charakter biznesowy. Jak wyglądam? 
- Ślicznie, miłej zabawy - odparłam. Z dołu usłyszałam głos taty.
- Muszę już iść. Wrócimy około drugiej. Papa - uściskała mnie po czym wyszła.
- Miłej zabawy - odparłam zanim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi. Stałam tak przez chwile z założonymi rękami, po czym ponownie, ale bardziej ostrożnie podeszłam do okna. Panowała ciemność, którą rozświetlało światło lamp ustawionych w takich samych odległościach wzdłuż drogi. 
Spojrzałam w stronę krzaków za murem, ale nie dostrzegłam nic niepokojącego. Miałam nadzieje, że tylko mi się przewidziało. Obserwowałam jeszcze przez chwile jak białe porsche  wyjeżdża za bramę naszego placu. Potem zasnęłam.
                                                                    ******
- Ładny dziś dzień - oznajmiła Holly poprawiając włosy. Był to już jej nawyk. Wyjęłam podręcznik do angielskiego, i zamknęłam szkolną szafkę. Podniosłam głowę  w stronę nieba. Było szaro oraz wietrznie, ale przynajmniej  ciepło. 
- Taaa - szepnęła. Rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Spakowałam książki do torby, którą przerzuciłam przez ramię i skierowałam się w stronę sali, a Holly za mną. Siadłyśmy w ostatniej ławce. W klasie panował odwieczny gwar. Chłopaki, którzy rzucali sobie piłkę krzycząc głośno imię przyjmującego. Dziewczyny plotkujące na temat każdego człowieka w tej szkole. Parę osób płci męskiej i żeńskiej siedzących w koncie i odrabiających prace domową, albo piszących sms. Parka całująca się w trzeciej ławce po prawej...normalka. Tylko ja z Holly siedziałyśmy spokojnie czekając na profesora od angielskiego. 
Gwałtownie otworzyły się drzwi, a cała klasa ucichła jakby na komendę. Podniosła zainteresowana głowę. Do klasy wszedł mężczyzna w czarnym garniturze, w glanach i lekko stojących  włosach. Odłożył swoja teczkę i wyszedł na środek klasy. 
- Usiądźcie - powiedział. Jego głos by spokojny i głęboki. Wszyscy błyskawicznie wykonali polecenie - Nazywam się Jeremy Ferguson, ale mówcie do mnie Jinxx. Będę waszym nauczycielem literatury angielskiej dopóki pan Smith nie wrócił do zdrowia. - przedstawił się. Jego wzrok powędrował wzdłuż klasy zatrzymując się na parę sekund na każdej twarzy. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. Nagle jego niebieskie tęczówki zatrzymały się na mojej osobie nieco dłużej niż na innych. 
- Ty - wskazał na mnie palcem. Lekko się wystraszyłam - masz na imię...
- Fleme - dokończyłam.
- Fleme, zapamiętam...- szepnął - dobrze więc, Fleme powiedz proszę kim była Jane Austen - 
 Wstałam z miejsca.
- Jane Austen pochodziła z  Wielkiej Brytanii. W swoich książkach opisywała życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. - wyjaśniłam. 
- Oscar Wilde - rzucił hasło.
Oscar Fingal O'Flahertie Wills Wilde – irlandzki poeta, prozaik, dramatopisarz i filolog klasyczny. Przedstawiciel modernistycznego estetyzmu.
- Louisa May Alcott.
- Amerykańska pisarka, uznawana za jedną z pionierek literatury kobiecej i powieści dla dziewcząt w stanach zjednoczonych - odpowiedziałam i poczułam dumę.
- Dobrze...- stwierdził i zaczął pisać temat na tablicy. 
                                                                       ******
Równocześnie z dzwonkiem wyszłam z klasy, a Holly dreptała tuż za mną. 
- Wydaje się w porządku... - stwierdziła. Zmarszczyłam czoło, ale po chwili zrozumiałam, że mówi o Fergusonie. 
- No, chyba tak. 
- Ale tak szczerze, to trochę jestem zaskoczona tym, że nasza szkoła zgodziła się go zatrudnić. On, w porównaniu do reszty profesorów... - rozumiałam o co jej chodzi. Wszyscy nauczyciele w naszej szkole byli strasznymi sztywniakami, pozbawionymi poczucia humoru. 
- Idziemy na koktajl? - zaproponowałam. 
- Dziękuje, ale śpieszę się do domu. Na razie. - uściskałyśmy się na pożegnanie i każda poszła w swoim kierunku. Ale niestety przez całą drogę powrotną miałam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje.... 
                                                                         ******
Byłam zmęczona, lubiłam chodzić do szkoły, ale tak samo mnie jak i każdego innego ucznia to po prostu męczyło. Jedyne o czym teraz myślałam była ciepła kąpiel, ulubiony serial i pudełko lodów. Rzuciłam plecak w kąt przedpokoju, zdjęłam trampki i skierowałam się w stronę kuchni. Przed lodówką stał mój brat. Obserwowałam go przez moment.
- Co ty robisz? - spytałam po kilku minutach. 
- Chłodzę się...- oznajmił. Faktycznie było gorąco. Podeszłam do szafki i wyjęłam dwa szklanki, oraz lemoniadę. Podałam jedną z nich Erykowi, a z drugiej upiłam łyk soku. Mój młodszy brat zamknął ,, chłodziarkę" i chwycił szklankę. Nagle do kuchni wszedł tata.
- Dobrze, że jesteście. Dzisiaj na kolacje przyjdzie ważny gość. To będzie bardzo ważne spotkanie biznesowe - wyjaśnił i poprawił krawat.
- Dobrze, nie będziemy wam przeszkadzać - zapewniłam.
- Właśnie... Fleme chciałbym, żebyś była obecna na tym spotkaniu. Lepiej wtedy wypadnę...- uśmiechnął się i otworzył lodówkę - oj, chyba przestała mrozić. Wszystko się roztopiło. - Eryk spuścił głowę i poczłapał szybko na górę. 
- Jesteś pewien? - spytałam.
- W stu procentach. 
- No dobrze...- westchnęłam i również poszłam do swojego pokoju. 
                                                                           ******
Zapad wieczór i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali gościa. Siedziałam w swoim pokoju i czytałam lekturę szkolną. Nagle usłyszałam głosy dobiegające z holu na parterze. Podbiegłam szybko do lusterka. Poprawiłam włosy, sprawdziłam czy kredka, którą podkreśliłam oczy się nie rozmazała i jeszcze raz oceniłam jak wyglądam w tej sukience.  Kiedy schodziłam po drewnianych schodach ktoś rozmawiał na dole. 
- Przepraszam za spóźnienie, były korki - usłyszałam obcy, męski głos. 
- Nie się nie stało panie Purdy. - odpowiedział mój tata.
 Weszłam do holu i przeżyłam kolejne zaskoczenie. Spodziewałam się mężczyzny po 40  w garniturze i lakierkach z zegarkiem na ręce. A tu stał przede mną facet, który na pewno nie miał więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był w czarne skórzane spodnie, wytarte w niektórych miejscach, granatową koszule z krótkim rękawkiem i męskie botki. Ręce pokrywały mu tatuaże. Chrząknęłam i próbowałam nie wyglądać na zaskoczoną. Spojrzenie wszystkich obecnych skierowała się na moją osobę. 
- To moja córka Fleme. Fleme poznał proszę pana Ashleya Purdy - przedstawił nas sobie ojciec. Chłopak podszedł do mnie z dziwnym uśmieszkiem i wyciągnął dłoń w moim kierunku. 
- Miło panią poznać. 
- Wzajemnie - odpowiedziałam zgodnie z elementami etyki. Ashley przyjechał po mnie wzrokiem, przez co poczułam się trochę nieswojo. 
-  Proszę, zapraszam na kolacje - wtrąciła moja mama. 
                                                                          ******
Kolacja mijała w radosnej atmosferze. Żarty, opowieści z lat młodości i rozmowy o polityce. 
Tata wspominał, że jest to spotkanie biznesowe, więc myślałam, że będziemy rozmawiać o jakiś projektach, planach czy coś, a jednak nic nie wskazywało na to, że zejdziemy na takie tematy. 
- Fleme, co planujesz po liceum? - z rozmyśleń wyrwał mnie nagle głos Ashleya. 
- Emm...myślałam o medycynie. - odpowiedziałam. 
- Uuu pani doktor. Może przyjdę się kiedyś u pani zbadać. - puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się delikatnie i musiałam powstrzymać się od silnej chęci przewrócenia oczami. Moi rodzice zaśmiali się  z tego żartu co...nie będę ukrywać zdziwiło mnie. Dowcipy tego typu wprowadzały moich rodziców w prawdziwą furie. Zaczęłam się niepokoić.
- Przepraszam na chwilę...- wstałam z krzesła i wyszłam z jadalni na dwór.  Orzeźwiający wiatr sprawił, że poczułam przyjemne dreszcze na plecach. Wszystko mi nie pasowało. Wczorajsze spotkanie tego...kolesia. Potem ten cały Jinxx, a teraz Ashley oraz zachowanie rodziców...to wszystko było jakieś porąbane. Była jasna, piękna noc. Szłam chodnikiem z kostki w kierunku stawu. Usiadłam na drewnianej ławce i obserwowałam małe, złote rybki. 
- Fleme... - podniosłam się przerażona. Stał przede mną w tym samym stroju co wczoraj. Wyłonił się z ciemności, w której jego niebieskie oczy stały się mroczniejsze. 
- Ty?! - Cofnęłam się przerażona i chciałam z powrotem wrócić do środka, ale zatrzymałam się w pół kroku kiedy zobaczyłam...Jinxx'a? Co on tu robi do cholery?! Chciałam krzyknąć gdy nagle poczułam, mocne szarpniecie w pasie i czyjąś lodowatą dłoń na ustach. Byłam rozkojarzona i naprawdę się bałam.
- Ciii...nic ci nie zrobimy - Jinxx podszedł bliżej. 
- Nie szarp się! - warknął niebieskooki. Walczyłam ze łzami i próbowałam wyrwać się z uścisku nieznajomego. 
- Spokojnie malutka, Andy nie ściskaj jej tak mocno!- co?! Ashley?! Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Błyskawicznie, nawet nie wiem jak i kiedy znalazłam się w czyimś samochodzie z związanymi grubym sznurem rękami i nogami. Obok mnie siedział Jinxx, za kierownica podajże Andy jeśli dobrze pamiętam, a obok niego Purdy. 
Boże ratuj...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę  o to rozdział III c:
Rozdział jest długi, a z tym wierzę się pewnie wiele błędów, za które z góry przepraszam .-.
Jak minął wam weekend? Dobra, już nie zanudzam tylko zapraszam na 3 :)
Pozdrawiam c:
Ps. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE c:




wtorek, 17 marca 2015

Rozdział II ,, Początek końca "




W szkole byłam dość popularna. Miałam grono przyjaciół, a Holly była faworytką. Znałyśmy się od piaskownicy i wiedziałyśmy o sobie wszystko. Nawet takie drobnostki jak na przykład ulubiony kolor, liczba czy kwiatek. Wszyscy się wiecznie do mnie uśmiechali, nawet całkiem nie znane mi osoby witały się zemną na ulicy.  Nauczyciele zawsze dawali mnie na wzór do naśladowania, byłam kapitanem w szkolnej grupie Cheerleaderek, ale nie miałam chłopaka. Nie widziałam dla siebie odpowiedniej partii. Każdy był jakiś dziwny. Jeden albo miał same jedynki i był głupi jak but, albo miał same szóstki i nie wystawiał nosa za okładki książek.  Nie mówię, że tylko tacy chłopacy byli w naszej szkole. Byli także przystojni, inteligentni i popularni, lecz mieliśmy inne zdania  w wielu tematach. Zresztą…nie szukałam na razie chłopaka...Ten dzień był niezwykle męczący.  Wszystko mnie dziwnie denerwowało. Czułam się nieswojo, wszystko mi mówiło, że coś się wydarzy, ale dlaczego miałam przeczucie, że będzie to coś nie dobrego?  Próbowałam zignorować te myśl, ale było to naprawdę ciężkie.
- Fleme? Halooooo! Słuchasz mnie w ogóle ? - Do rzeczywistości przywołał mnie głos Holly. 
- Słucham? - szepnęłam. Szatynka przewróciła oczami i położyła dłonie  na swoich biodrach.
- Mówię tu bardzo ciekawe rzeczy, a ty mnie całkiem olewasz. Mnie ! – zawołała pokazując palcem na siebie. Wyprostowałam się i przeczesałam włosy ręką. 
- Przepraszam, jestem trochę zamyślona  - westchnęłam. 
- I to jest ten wielki powód, przez który mnie nie słuchasz? - zrobiła teatralnie smutną minę. Uśmiechnęłam się, zawsze umiała mnie rozśmieszyć nawet kiedy wcale nie próbowała. 
- Serio przepraszam. Czy jest szansa, że kiedykolwiek mi wybaczysz? – chwyciłam ją za ramię i  rozchyliłam usta jak najszerzej potrafiłam ukazują zęby. Musiałam wyglądać jak debil...
- To będzie wymagało bardzo dużo czasu…- powiedziała śmiertelnie poważnie- no dobrze, wybaczam ci - przewróciła  oczami. Zapiszczałam cicho z radości, na co ona się tylko zaśmiała.
- Może pójdziemy dzisiaj do kina, co ty na to? Grają naprawdę świetny film- zaproponowała po chwili.
- Jaki ? - spytałam i zaczęłam rysować jakieś kółka palcem po blacie stołu.
- ,,Remember You " - odpowiedziała.
- Okej. Możemy iść, ale musimy wrócić przed 21:00. O tej godzinie muszę już być w domu - Mruknęłam z niezadowoleniem i w tej samej chwili rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Wstałam równocześnie z Holly i zabrałam swój plecak leżący pod stołem. 
- Spokojna głowa. Będziesz – puściła do mnie oczko.
  
                                                                        ********
- To było świetne! – Powiedziałam kiedy wyszłyśmy z sali kinowej. Film był genialny, a w dodatku była dopiero 20:20 więc wrócę w samą porę do domu. 
- Wspaniały! Dawno nie oglądałam tak dobrego samobójstwa - Zaśmiała się szatynka. Może ktoś inny by się przeraził, lecz ja byłam przyzwyczajona do takich uwag. Wyszłyśmy z budynku i skierowałyśmy w stronę domu Holly. Ponieważ do jej miejsca zamieszkania było około 100 metrów  postanowiłyśmy już nie dzwonić po mamę dziewczyny tylko przejść się kawałek. Gadałyśmy o filmie gdy nagle poczułam czyjeś palce na moim przed ramieniu i mocne szarpniecie do tyłu. Odwróciłam się gwałtownie przestraszona. Spojrzałam na chłopaka stojącego przede mną. Miał kruczoczarne włosy, błękitne oczy oraz jasną cerę. Był ode mnie o wiele wyższy. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, oraz z tego samego materiału spodnie oraz glany do kolan. Patrzył na mnie ze zmarszczonym czołem.
- Co ty robisz? Puść ją! - usłyszałam pisk Holly, która błyskawicznie znalazłam się przymnie. 
- Keira? – spytał cicho, a oczy zwierzyły mu  się w dwie małe szparki.
- To jakaś pomyłka - odpowiedziałam cicho.  W środku gotowałam się od emocji, lecz pierwsza zasada : nie pokazuj, że się boisz.  Więc stałam tam z spokojnym wyrazem twarzy, znaczy miałem chociaż takom nadzieje. Obecność Holly  pomagała mi w tym. Chłopak cofnął się krok do tylu, dalej trzymając moje przedramię. Przejechał po mnie zimnym wzrokiem. Tego już za wiele! W momencie kiedy miałam szarpnąć już rękę miedzy nas wtargnęła Holly. która gwałtownie odepchnęła chłopaka ode mnie  krzycząc:
- Spieprzaj Zboczeńcu! – chłopak cofnął się metr do tyłu. Przejechałam dłonią po obolałym miejscu dalej obserwując nieznajomego. Ałć...ma bardzo silny uścisk. Teraz nie patrzył się już na mnie. Jego wzrok powędrował w kierunku Holly. Jego oczy zabłysły ostrzegawczo, lecz pewność siebie dziewczyny została nie zachwiana. Stała przednim z założonymi rękami na piersi i posyłała  mu gniewne spojrzenie. Chłopak wskazał na nią palcem.
- Nie nauczono cię, że nie przerywa się w rozmowie ? – powiedział zimnym tonem robiąc dwa kroki w jej stronę.
- Nie nauczoną cię, że nie zaczepia się nieznajomych na ulicy? - odwarknęła tym samym zimnym tonem.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć. - zaśmiał się kpiąco.
- Nic, i dobrze mi z tym - Uśmiechnęła się wrednie jednocześnie wzruszając ramionami. Wysunął szczękę  lekko do przodu, a lewą dłoń zacisnął w pieść.O nie! Gwałtownie cofnęłam Holly  i zmusiłam by stanęła za mną. Nie chciałam by cokolwiek jej się stało. Chłopak znowu skierował swój wzrok na moją twarz. 
- Zastaw nas w spokoju - powiedziałam i starałam się być tak pewna siebie jak Holly. A przynajmniej takie wzbudzać wrażenie...
- Jesteś strasznie do niej podobna…- oświadczył jakby nie zauważył mojej wcześniejszej uwagi. Zmarszczyłam czoło.
- Do kogo? – spytałam. Oczy chłopaka stały się  nienaturalnie ciemniejsze, a po moich plecach przebiegły dreszcze. Spojrzałam w stronę przyjaciółki, a ona na mnie po czym skierowałam znowu wzrok na bruneta, lecz jego już nie było...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam c:
Dzięki za komentarza pod ostatnim rozdziałem c:
Jak myślicie kto jest tym tajemniczym brunetem..mmm?? :3 
Wiem...tytuł oklepany, no ale zawsze jakiś Xdd
Czekam na waszą opinie w komentarzach i życzę miłego czytania :)
Ps. Wielkie sorry za błędy .-.


poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział I ,, Wszystko zaczyna się tak niewinnie, a kończy tak balośnie "

                     


Od Fleme.
Pamiętam jak byłam dzieckiem. Miałam własny świat, krainę dziecięcych marzeń,  które odwiedzałam każdego wieczoru i pozostawiałam rano.  Kiedyś marzyłam o niezwykłym życiu. Pełnym zakazanej miłości, niebezpieczeństwa i magii przyjaźni. Każdy tego chyba chciał…Nie spodziewałam się, że marzenia mogą się spełnić. Czyżbym pomyślała o nich kiedy  na niebie pojawiła się spadająca gwiazda?  Teraz żałuje…czemu nie marzyłam o księciu z bajki, który musi pokonać złą czarownice i smoka by pojąć moje serce? Nie, ja marzyłam o złym chłopcy, który będzie mnie zdobywał, a potem zostawiał. Który będzie mnie kochał, ale nie będzie mi tego okazywał. Hehe…serio jakaś złota rybka musiała mnie usłyszeć...



To był dzień jak co dzień, wydawał się taki sam jak każdy inny. Nudny i monotonny. Szary poranek z nielicznymi promieniami słońca przebijającymi się przez grubą warstwę chmur. Ten sam uśmiech na ustach, te same znane twarze, lecz coś było nie tak…Moja  intuicja szalała, przesyłała dziwne impulsy. Wszystko mnie denerwowało, wyprowadzało z równowagi, a przecież byłam zawsze spokojną osobą. Rzadko się denerwowałam i złościłam. Ale może od początku : 

Otworzyłam zaspane oczy, ale zaraz potem zamknęłam oślepiona blaskiem słońca. Uderzyło we mnie silniej niż zwykle. Moje łóżko było naprzeciwko okna, co powodowało, że od razu zapominałam o snach z ubiegłej nocy.  Kiedy byłam małym dzieckiem miałam dziwaczne sny, nie mogłam powiedzieć, że to były koszmary. Śniły mi się dwie kobiety. Jedna płakała, druga śmiała się bezczelnie. Był też mężczyzna, który trzymał dwa noworodki na rękach i uciekał. Nienawidziłam tego snu i płakałam kiedy się budziłam, więc rodzice przestawili łóżko naprzeciwko okna. Pomogło, chociaż  z drugiej strony chciałam czasem pamiętać sny, które były urocze i przepiękne…. Usiadłam na brzegu łóżka i westchnęłam. Podeszłam do okna  i otworzyłam je szeroko by świeże powietrze wypełniło pomieszczenie. Uśmiechnęłam się i nabrałam tlenu w płuca by za chwili powoli je wypuścić. Otworzyłam szafę i założyłam przygotowany dzień wcześniej mundurek do szkoły składający się  z białej eleganckiej koszuli, spódnicy w kratę i białych podkolanówek.  Zdjęłam koszule nocną i założyłam ubranie, a następnie usiadłam przy toaletce. Uczesałam włosy i nałożyłem makijaż składający się tylko z tuszu do rzęs i czarnej kredki.  Uwielbiałam wyraziste oczy. Moje były błękitne i duże, a w dodatku były widoczne z odległości kilku metrów gdyż eksponowały na oliwkowej cerze i kontrastowały z brązowymi włosami. Spięłam włosy w luźnego kucyka i chwyciłam plecak leżący obok fotela.
Na dole w kuchni byli obecni wszyscy. Mama z promiennym uśmiechem na twarzy, tata w ulubionym garniturze, który wkładał codziennie oraz młody w ulubionej, czerwonej czapce bejsbolowej. Pani  Wilson, nasza kucharka nakładała właśnie każdemu sałatki,  a mama nalała soku do szklanek.
- Cześć - przywitałam się siadając przy stole.
- Witaj słońce, wyspałaś się? - uśmiechnęła się i wzięła łyk napoju.
- Niezbyt, jakąś nie mogłam zasnąć…- wzruszyłam ramionami i zaczęłam szukać widelca wzrokiem. Mama odstawiła szklankę z napojem i skrzywiła się trochę.
- Ja jakoś też…- oświadczyła.
- Dzisiaj masz trening Fleme? - Tata spojrzał na mnie znad gazety swoimi zielonymi oczami. Podobno to na nie mama zwróciła najpierw uwagę, a dopiero potem na cała resztę. Przytaknęłam ruchem głowy.
- Tak, ale chyba jednak wrócę z Holly. Musimy jeszcze dokończyć projekt na biologie. – nie skłamałam. Naprawdę musiałyśmy zbudować model Deana zwierzęcego. Zresztą wolałam z nią wracać z treningu. Dlaczego? Cóż…moi rodzice byli przewrażliwieni na punkcie bezpieczeństwa.  Zawsze odbierali mnie ze wszystkich spotkań osobiście, nie pozwalali przebywać poza domem dłużej niż do godzinny 23:00 i ciągle zrzędzili o programach, w których głównymi bohaterami są nastolatki, które mają problemy z narkotykami, alkoholem oraz papierosami, a rodzice nic o tym nie wiedzą i dopiero dowiadują się o tym od wychowawcy lub o głównego komisarza policji. Nie chce źle się wyrazić. Kochałam ich, i to nawet bardzo. Mimo, że wkurzali mnie z tą obsesjom to tolerowałam to zachowanie.  Nigdy nie przepadałam za imprezami, bałam się pijanych ludzi, a narkotyki czy palenie powodowało u mnie obrzydzenie do tego stopnia, że chciałam wymiotować. No ale miałam dopiero 17 lat i chyba jak każdy człowiek w moim wieku chciałam bez nadzoru pochodzić po sklepach z przyjaciółmi, pójść do kina i spędzić cały dzień w McDonaldzie.  Rodzice Holly również troszczyli się o jej bezpieczeństwo, lecz rozumieli  potrzeby nastolatki i pozwalali na trochę więcej luzu. Trochę, nie za dużo….
- Mniej więcej, o której wrócisz? - zapytała mama.
- Emmm…myślę, że około… 21:00 wieczorem? – odpowiedziałam. Rodzice spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Tak długo będziecie robić jeden projekt? – chrząknął tata.
- Tato…liczy się jakość, a nie szybkość wykonania. – uśmiechnęłam się. Rodzice ponownie spojrzeli na siebie, a potem znów na mnie. Niebieskie tęczówki mamy i jadowita zieleń ojca tworzyła mieszankę, którą tylko nieliczni potrafili przetrwać.
- W porządku. -  uśmiechnął się i wstał z krzesła. – Eryk ty też masz dzisiaj trening piłki nożnej prawda? - Mój brat przełknął ostatni gryz sałatki i przytaknął głową również wstając. Chwycił serwetkę i wytarł usta po posiłku.
- Wrócisz tak jak zawsze? Około 17:00? – wtrąciła się mama. Ponownie przytaknął głową. Mój brat nie był zbyt rozmowny, właściwie to bardzo rzadko cokolwiek mówił. No chyba, że to była wyższa konieczność. Podobnie jak ja był pod tak zwaną ,,kontrolą rodzicielską" Tata odwoził go do szkoły oraz przywoził z powrotem do domu. Kiedy miałam 14 lat przeżywałam to samo, lecz w końcu wymusiłam, że chce jeździł autobusem. Na początku nie zgadzali się z tym pomysłem, lecz na ich nieszczęście jestem bardzo uparta.
- Na razie - pomachałam do nich.
- Papa synku, do widzenia kochanie – pożegnała się mama i wysłała obydwóm po buziaku. Tata odpowiedział szybkie ,, Pa ”, a Eryk jedynie pomachał  na pożegnanie ręką. Ehh..chłopacy nie umieją oddawać uczuć. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć c:
O to rozdział pierwszy. Tak wiem, jest o wszystkim i o niczym, ale to dopiero rozdział pierwszy więc... :3 W drugim obiecuje, że będzie się więcej dziać c:
Miłego dnia c:
 Ps. Przepraszam za błędy, jeśli się gdzieś jakieś pojawiły :/ 

niedziela, 15 marca 2015

Prolog

Miałam wszystko czego tylko mogłam zapragnąć. Brata, z którym ciągle się sprzeczałem o różne bzdety, lecz nie wyobrażałam sobie życie bez niego. Mamę, która codziennie obdarzała mnie tym samym pełnym miłości uśmiechem i tatę, który siedział dzień i noc w biurze, pracując ciężko by nam było jak najlepiej. Miałam mnóstwo przyjaciół, z którymi chodziłam na imprezy...Teraz zastało tylko parę osób, mam nadzieje, że będziemy już razem do końca. Co z tamtą resztą? Wierze, że któregoś dnia  bóg ich rozliczy... Jeszcze kilka miesięcy temu, jakby ktoś opowiedział mi tą historie, mówiąc, że to moja przyszłość...uznałabym go za psychopatę lub zaczęłabym się głośno śmieć i płakać. Nie uwierzyłabym w to.W kilka miesięcy straciłam wszystko i zyskałam wiele...
Miałam same szóstki w szkole, ale byłam głupia. Nie wiedziałam nic o świecie. Nie mówię teraz o tym, że nie wiedziałam gdzie leży Hiszpanie, czy Japonia. Bo  wiedziałam, lecz są to bzdety. Myślisz, że wiedząc gdzie znajdują się Alpy lub Himalaje wiesz wystarczająco...?
Co wiesz o otaczającej Cię rzeczywistości?
Masz pojecie co kryje się w mroku?
Idziesz ciemną ulicą do domu...nie masz czasem wrażenia, że ktoś idzie za tobą?
Kiedy śpisz nie wydaje Ci się, że ktoś cię obserwuje?
Masz takie przeczucie? Dobrze...
Pamiętaj, kieruj się zawsze swoim instynktem i rozumem. Nie wierz w to co widzisz, tylko w to co czujesz...Zrozumiałam to dopiero z czasem, lecz wtedy było już za późno.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć c:
I jak prolog?
Ja uważam, że jest całkiem spoko, lecz to zależy od was :)
Przepraszam, za błędy jeśli się gdzieś jakieś pojawiły.
Więc...do pierwszego rozdziału c:
Miłego dnia :)





Wstęp.

Hej c:
Na blogerze jestem nowa, więc proszę was o wyrozumiałość c:
Postanowiłam napisać opowiadanie o Black Veil Brides. Będzie to opowiadanie Fantazy. Pełno magii, nadprzyrodzonych istot, nienawiści, walki oraz miłości.
Cóż mogę więcej dodać na wstępie...mam nadzieje, że przypadnie wam do gustu c:

Prolog już  wkrótce :)
Miłego dnia.