Wróciłam do domu równo o 21:00. Oczywiście rodzice czatowali już od 20:00 w oknie. Wbiegłam szybko do pokoju zdejmując po drodze czapkę i buty. Całą drogę powrotną próbowałam zapomnieć o tym dziwnym spotkaniu, lecz niebieskie tęczówki ciągle wirowały mi w głowie.
Zapaliłam małą lampkę stojącą na biurku i wzięłam głęboki wdech by się trochę uspokoić.
Wzięłam szybki prysznic i założyłam koszule nocną. Wyszłam z łazienki i przeczesałam dłonią wilgotne włosy. Podeszłam do okna by zasłonić żaluzje. Chwyciłam sznureczek i nagle gdzieś w krzakach błysnęła para błękitnych oczów. Odsunęłam się gwałtownie i przewróciłam się o coś. Upadłam na podłogę. Byłam przerażona. Co to do cholery miało być?! Czyżby przylazł za mną aż tu?! Wariat! Podniosłam się i błyskawicznie zasłoniłam te przeklęte żaluzje. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Wstrzymałam powietrze.
- Wszystko w porządku złotko? - spytała zaniepokojona mama. Westchnęłam z ulgą.
- Tak. - odparłam. Uchyliła bardziej drzwi i weszła do środka. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie czarnogranatową sukienkę do kolan oraz tego samego koloru buty na lekkim obcasie. Jej blond włosy były spięte w luźnego koka, a na bladej szyi wisiał srebrny naszyjnik z klejnotem. Tak, również czarny. - Wychodzicie gdzieś? - spytałam.
- Tak, tata i ja zostaliśmy zaproszeni na przyjecie u jednego z ważnych osób w firmie twego ojca. To spotkanie ma być niby towarzyskie, lecz tak naprawdę ma charakter biznesowy. Jak wyglądam?
- Ślicznie, miłej zabawy - odparłam. Z dołu usłyszałam głos taty.
- Muszę już iść. Wrócimy około drugiej. Papa - uściskała mnie po czym wyszła.
- Miłej zabawy - odparłam zanim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi. Stałam tak przez chwile z założonymi rękami, po czym ponownie, ale bardziej ostrożnie podeszłam do okna. Panowała ciemność, którą rozświetlało światło lamp ustawionych w takich samych odległościach wzdłuż drogi.
Spojrzałam w stronę krzaków za murem, ale nie dostrzegłam nic niepokojącego. Miałam nadzieje, że tylko mi się przewidziało. Obserwowałam jeszcze przez chwile jak białe porsche wyjeżdża za bramę naszego placu. Potem zasnęłam.
******
- Ładny dziś dzień - oznajmiła Holly poprawiając włosy. Był to już jej nawyk. Wyjęłam podręcznik do angielskiego, i zamknęłam szkolną szafkę. Podniosłam głowę w stronę nieba. Było szaro oraz wietrznie, ale przynajmniej ciepło.
- Taaa - szepnęła. Rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Spakowałam książki do torby, którą przerzuciłam przez ramię i skierowałam się w stronę sali, a Holly za mną. Siadłyśmy w ostatniej ławce. W klasie panował odwieczny gwar. Chłopaki, którzy rzucali sobie piłkę krzycząc głośno imię przyjmującego. Dziewczyny plotkujące na temat każdego człowieka w tej szkole. Parę osób płci męskiej i żeńskiej siedzących w koncie i odrabiających prace domową, albo piszących sms. Parka całująca się w trzeciej ławce po prawej...normalka. Tylko ja z Holly siedziałyśmy spokojnie czekając na profesora od angielskiego.
Gwałtownie otworzyły się drzwi, a cała klasa ucichła jakby na komendę. Podniosła zainteresowana głowę. Do klasy wszedł mężczyzna w czarnym garniturze, w glanach i lekko stojących włosach. Odłożył swoja teczkę i wyszedł na środek klasy.
- Usiądźcie - powiedział. Jego głos by spokojny i głęboki. Wszyscy błyskawicznie wykonali polecenie - Nazywam się Jeremy Ferguson, ale mówcie do mnie Jinxx. Będę waszym nauczycielem literatury angielskiej dopóki pan Smith nie wrócił do zdrowia. - przedstawił się. Jego wzrok powędrował wzdłuż klasy zatrzymując się na parę sekund na każdej twarzy. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. Nagle jego niebieskie tęczówki zatrzymały się na mojej osobie nieco dłużej niż na innych.
- Ty - wskazał na mnie palcem. Lekko się wystraszyłam - masz na imię...
- Fleme - dokończyłam.
- Fleme, zapamiętam...- szepnął - dobrze więc, Fleme powiedz proszę kim była Jane Austen -
Wstałam z miejsca.
- Jane Austen pochodziła z Wielkiej Brytanii. W swoich książkach opisywała życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. - wyjaśniłam.
- Oscar Wilde - rzucił hasło.
- Oscar Fingal O'Flahertie Wills Wilde – irlandzki poeta, prozaik, dramatopisarz i filolog klasyczny. Przedstawiciel modernistycznego estetyzmu.
- Louisa May Alcott.
- Amerykańska pisarka, uznawana za jedną z pionierek literatury kobiecej i powieści dla dziewcząt w stanach zjednoczonych - odpowiedziałam i poczułam dumę.
- Dobrze...- stwierdził i zaczął pisać temat na tablicy.
******
Równocześnie z dzwonkiem wyszłam z klasy, a Holly dreptała tuż za mną.
- Wydaje się w porządku... - stwierdziła. Zmarszczyłam czoło, ale po chwili zrozumiałam, że mówi o Fergusonie.
- No, chyba tak.
- Ale tak szczerze, to trochę jestem zaskoczona tym, że nasza szkoła zgodziła się go zatrudnić. On, w porównaniu do reszty profesorów... - rozumiałam o co jej chodzi. Wszyscy nauczyciele w naszej szkole byli strasznymi sztywniakami, pozbawionymi poczucia humoru.
- Idziemy na koktajl? - zaproponowałam.
- Dziękuje, ale śpieszę się do domu. Na razie. - uściskałyśmy się na pożegnanie i każda poszła w swoim kierunku. Ale niestety przez całą drogę powrotną miałam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje....
******
Byłam zmęczona, lubiłam chodzić do szkoły, ale tak samo mnie jak i każdego innego ucznia to po prostu męczyło. Jedyne o czym teraz myślałam była ciepła kąpiel, ulubiony serial i pudełko lodów. Rzuciłam plecak w kąt przedpokoju, zdjęłam trampki i skierowałam się w stronę kuchni. Przed lodówką stał mój brat. Obserwowałam go przez moment.
- Co ty robisz? - spytałam po kilku minutach.
- Chłodzę się...- oznajmił. Faktycznie było gorąco. Podeszłam do szafki i wyjęłam dwa szklanki, oraz lemoniadę. Podałam jedną z nich Erykowi, a z drugiej upiłam łyk soku. Mój młodszy brat zamknął ,, chłodziarkę" i chwycił szklankę. Nagle do kuchni wszedł tata.
- Dobrze, że jesteście. Dzisiaj na kolacje przyjdzie ważny gość. To będzie bardzo ważne spotkanie biznesowe - wyjaśnił i poprawił krawat.
- Dobrze, nie będziemy wam przeszkadzać - zapewniłam.
- Właśnie... Fleme chciałbym, żebyś była obecna na tym spotkaniu. Lepiej wtedy wypadnę...- uśmiechnął się i otworzył lodówkę - oj, chyba przestała mrozić. Wszystko się roztopiło. - Eryk spuścił głowę i poczłapał szybko na górę.
- Jesteś pewien? - spytałam.
- W stu procentach.
- No dobrze...- westchnęłam i również poszłam do swojego pokoju.
******
Zapad wieczór i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali gościa. Siedziałam w swoim pokoju i czytałam lekturę szkolną. Nagle usłyszałam głosy dobiegające z holu na parterze. Podbiegłam szybko do lusterka. Poprawiłam włosy, sprawdziłam czy kredka, którą podkreśliłam oczy się nie rozmazała i jeszcze raz oceniłam jak wyglądam w tej sukience. Kiedy schodziłam po drewnianych schodach ktoś rozmawiał na dole.
- Przepraszam za spóźnienie, były korki - usłyszałam obcy, męski głos.
- Nie się nie stało panie Purdy. - odpowiedział mój tata.
Weszłam do holu i przeżyłam kolejne zaskoczenie. Spodziewałam się mężczyzny po 40 w garniturze i lakierkach z zegarkiem na ręce. A tu stał przede mną facet, który na pewno nie miał więcej niż trzydzieści lat. Ubrany był w czarne skórzane spodnie, wytarte w niektórych miejscach, granatową koszule z krótkim rękawkiem i męskie botki. Ręce pokrywały mu tatuaże. Chrząknęłam i próbowałam nie wyglądać na zaskoczoną. Spojrzenie wszystkich obecnych skierowała się na moją osobę.
- To moja córka Fleme. Fleme poznał proszę pana Ashleya Purdy - przedstawił nas sobie ojciec. Chłopak podszedł do mnie z dziwnym uśmieszkiem i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Miło panią poznać.
- Wzajemnie - odpowiedziałam zgodnie z elementami etyki. Ashley przyjechał po mnie wzrokiem, przez co poczułam się trochę nieswojo.
- Proszę, zapraszam na kolacje - wtrąciła moja mama.
******
Kolacja mijała w radosnej atmosferze. Żarty, opowieści z lat młodości i rozmowy o polityce.
Tata wspominał, że jest to spotkanie biznesowe, więc myślałam, że będziemy rozmawiać o jakiś projektach, planach czy coś, a jednak nic nie wskazywało na to, że zejdziemy na takie tematy.
- Fleme, co planujesz po liceum? - z rozmyśleń wyrwał mnie nagle głos Ashleya.
- Emm...myślałam o medycynie. - odpowiedziałam.
- Uuu pani doktor. Może przyjdę się kiedyś u pani zbadać. - puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się delikatnie i musiałam powstrzymać się od silnej chęci przewrócenia oczami. Moi rodzice zaśmiali się z tego żartu co...nie będę ukrywać zdziwiło mnie. Dowcipy tego typu wprowadzały moich rodziców w prawdziwą furie. Zaczęłam się niepokoić.
- Przepraszam na chwilę...- wstałam z krzesła i wyszłam z jadalni na dwór. Orzeźwiający wiatr sprawił, że poczułam przyjemne dreszcze na plecach. Wszystko mi nie pasowało. Wczorajsze spotkanie tego...kolesia. Potem ten cały Jinxx, a teraz Ashley oraz zachowanie rodziców...to wszystko było jakieś porąbane. Była jasna, piękna noc. Szłam chodnikiem z kostki w kierunku stawu. Usiadłam na drewnianej ławce i obserwowałam małe, złote rybki.
- Fleme... - podniosłam się przerażona. Stał przede mną w tym samym stroju co wczoraj. Wyłonił się z ciemności, w której jego niebieskie oczy stały się mroczniejsze.
- Ty?! - Cofnęłam się przerażona i chciałam z powrotem wrócić do środka, ale zatrzymałam się w pół kroku kiedy zobaczyłam...Jinxx'a? Co on tu robi do cholery?! Chciałam krzyknąć gdy nagle poczułam, mocne szarpniecie w pasie i czyjąś lodowatą dłoń na ustach. Byłam rozkojarzona i naprawdę się bałam.
- Ciii...nic ci nie zrobimy - Jinxx podszedł bliżej.
- Nie szarp się! - warknął niebieskooki. Walczyłam ze łzami i próbowałam wyrwać się z uścisku nieznajomego.
- Spokojnie malutka, Andy nie ściskaj jej tak mocno!- co?! Ashley?! Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Błyskawicznie, nawet nie wiem jak i kiedy znalazłam się w czyimś samochodzie z związanymi grubym sznurem rękami i nogami. Obok mnie siedział Jinxx, za kierownica podajże Andy jeśli dobrze pamiętam, a obok niego Purdy.
Boże ratuj...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę o to rozdział III c:
Rozdział jest długi, a z tym wierzę się pewnie wiele błędów, za które z góry przepraszam .-.
Jak minął wam weekend? Dobra, już nie zanudzam tylko zapraszam na 3 :)
Pozdrawiam c:
Ps. DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE c:
Łał boże ,to tak mnie wciągnęło ,ja się pogubiłam xd o co chodzi ,co sie dzieje :) czekam na neexta niecierpliwie :) dodawaj szybko ja chcę wiedzieć o co kaman xd
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://miloscjestzawszesilna.blogspot.com/
Weny życzę :)
P.S U mnie dobrze minął weekedzik xd
Hehe :) Spokojnie wszystko się wyjaśni w kolejnych rozdziałach c:
UsuńJeju, podoba mi się! :D Kiedy będzie nowy rodział?
OdpowiedzUsuńMyślę, że dopiero w piątek. Ewentualnie w czwartek, ale rozumiesz...szkoła :c
UsuńSama jestem w trzeciej w klasie więc rozumiem. Czekam niecierpliwie ;).
UsuńMoja droga dawaj szybko nexta!
OdpowiedzUsuńTak mi się fajnie czytało, wciągnął mnie ten rozdział, a tu nagle dupnęłaś koniec, nosz kurde no.....ja nie wiem czy cierpliwie doczekam się C.D.
DLACZEGO SKOŃCZYŁAŚ W TAKIM MOMENCIE?!?!?
A tak wgl to co ten Andy taki groźny? Żal mu dupe ściska, że wampirem jest zamiast czarodziejem? Hahaha nie no na pewno ktoś mu na odcisk nadepnął. Albo wstał lewą nogą, jeżeli w ogóle spał, nie wiadomo jak to jest z tymi wampirkami.
Dawaj mi tu szybko C.D, bo ja umieram po prostu umieram XD
Weny:***